TRUDNE, OFIARNE RODZICIELSTWO dr
Witam Państwa bardzo serdecznie,
wszystkich zgromadzonych na tej sali. Temat jest niełatwy, można by wiele
mówić o trudnym, ofiarnym rodzicielstwie. Chciałabym na początku powiedzieć,
skąd moje zainteresowanie tym tematem. Nie ukrywam, że jest to spowodowane
moimi osobistymi doświadczeniami. Trzy lata temu słuchałam audycji
w radiowej Trójce. Był to czas, kiedy podjęto kolejną próbę
storpedowania obowiązującej ustawy o dopuszczalności przerywania ciąży, jak
też próbę wprowadzenia refundacji środków antykoncepcyjnych, uznania ich jako
leków. W trakcie programu była prowadzona dyskusja ze słuchaczami, czy „leki”
antykoncepcyjne mają być refundowane. Zwykle tego rodzaju audycje odbywają
się na żywo. Prowadzący audycję rozmawia ze słuchaczami bezpośrednio, są też
odtwarzane nagrywane rozmowy. Słuchając tych wypowiedzi, m.in. jednej młodej
posłanki, bardzo negatywnie nastawionej do życia ludzkiego przyznaję, że się
bardzo wzburzyłam i zadzwoniłam do redakcji. Pani poinformowała mnie, że
rozmowa będzie nagrywana. Przedstawiłam swój wywód zaznaczając, że jestem
lekarzem. Nie będę Państwu cytowała tego, co wtedy powiedziałam. Przyznaję,
że z niecierpliwością, nie ukrywam tego, wysłuchałam audycji do końca mając
taką cichą nadzieję, że przynajmniej niewielki fragment mojej wypowiedzi
zostanie wyemitowany. I co się okazało? Wszyscy rozmówcy (a były to kobiety)
opowiadali się za środkami antykoncepcyjnymi. Jedna wypowiedź była przeciw i to
był głos mężczyzny. Spowodował on lawinę telefonów od kobiet, które tego
mężczyznę uznały niejako za swojego wroga. Nie ukrywam, proszę Państwa, że
narosła we mnie taka olbrzymia wściekłość, że ta audycja była wyraźnie
zmanipulowana. Oczywiście przy okazji poruszenia problemu refundacji środków
antykoncepcyjnych przedstawiono sytuację tej biednej kobiety, dla której
ciąża jest ogromnym zagrożeniem. Podawano liczne przykłady kobiet, które były
w ciąży i przez to umarły albo ze względu na trudną sytuację życiową
chciałyby dokonać aborcji, lecz im się nie pozwala, bo obowiązujące prawo
tego zabrania. W związku z tym należy zmienić prawo. Potem
ogarnęło mnie poczucie ogromnej bezsilności. Ale właśnie wtedy, jak to ktoś
kiedyś pięknie powiedział, na takiej pustyni też coś się rodzi... Przyszła
refleksja, że jest taka tendencja w mediach, aby manipulować społeczeństwem
wmawiając mu, że ciąża jest zagrożeniem, przedstawiając same negatywne
przykłady. Więc dlaczego by się temu nie przeciwstawić. My często mówimy o ujemnych
skutkach aborcji, o zespole poaborcyjnym. Myślę, że to nie zawsze przemawia
do wszystkich. Najlepszą rzeczą, która pociąga człowieka do czynu jest
przykład innej osoby, i to przykład bardzo piękny, pozytywny. W
związku z tym zainteresowałam się problemem trudnego, ofiarnego rodzicielstwa
– rodzicielstwa, które wymaga wyrzeczeń, wymaga ofiary. Jak to jest z tym naszym
rodzicielstwem? Proszę Państwa, wiemy wszyscy, że zapłodnienie komórki
jajowej przez plemnik staje się początkiem nowego życia. Kobieta, która jest
dawcą komórki jajowej i mężczyzna, który jest dawcą plemnika stają się od
tego momentu rodzicami. Wtedy oni jeszcze o tym nie wiedzą. Wie o tym
Stwórca, Dawca życia, Bóg. Bez udziału Boga powstanie nowego życia nie
miałoby miejsca. Oczywiście, po pewnym czasie, jeśli dziecko znajdzie dla
siebie dogodne warunki, zagnieździ się w życiodajnej macicy (jak to ktoś
kiedyś pięknie porównał macicę do życiodajnego jeziora)
i pozostanie w organizmie kobiety, to dowie się o istnieniu
dziecka matka, a potem w następnej kolejności ojciec. Ta nowa
rzeczywistość może być źródłem ogromnej radości dla obojga rodziców. I zwykle
tak jest. Ale może być też powodem do smutku, czy wręcz takiego wrogiego,
negatywnego nastawienia do nowo rozwijającego się życia. Jakie to są
sytuacje, kiedy rodzicielstwo może być udręką? Pojawienie się na świecie
nowej istoty ludzkiej, jeszcze w łonie matki, (chociaż stanowi ono
odrębną część, nie jest absolutnie fragmentem matki, jak próbują nas
przekonywać media i proaborcyjnie nastawione środowiska) - może skomplikować
życie w różnym aspekcie, zarówno matki, ojca, jak również obojga rodziców. W
takim położeniu może znaleźć się kobieta, która poczęła kolejne dziecko, a
jej mąż jest alkoholikiem. Poza alkoholem nie widzi świata, nie interesuje
się zupełnie rodziną. Potocznie mówi się, że nie dość że pije, to jeszcze
bije. Ta sytuacja dla tej kobiety, która spełnia niejako podwójną rolę,
zarówno matki, jak i ojca, nie wypełniającego swoich obowiązków może być
dramatyczna. I ta kobieta - opuszczona, poddana presji społeczeństwa, może
zdecydować się na zabicie dziecka. Uważam, że przyjęcie w takich warunkach
kolejnego dziecka jest pewnego rodzaju heroizmem. A oto inna sytuacja, nierzadka
obecnie w naszym kraju. Wyobraźmy sobie rodzinę, która ma już dwoje, troje
czy nawet kilkoro dzieci. Rodzice mogą być np. oboje bez pracy, co jak
powiedziałam jest nierzadkim zjawiskiem w naszej rzeczywistości społecznej.
Albo, jeśli ją nawet mają, to skromne środki, ciężko zarobione, ledwo mogą
wystarczyć na utrzymanie tylko obecnej rodziny. Przyjęcie następnego dziecka
wymaga od tych rodziców kolejnych wyrzeczeń. I nie tylko rodziców, ale
również rodzeństwa już istniejącego. Dobrze jest, jeśli jedno potrafi
wesprzeć drugie, to które jest tą bardziej silną stroną. Pamiętam jak w
latach 80‑tych byłam na jakimś sympozjum na KUL i słuchałam wykładu ks.
prof. Janusza Nagórnego, którego bardzo cenię i któremu osobiście wiele
zawdzięczam. Wykład był poświęcony obronie życia. Wstała pewna pani, która
opowiadała o swojej sytuacji, kiedy oboje z mężem mieli kilkoro dzieci,
nieduże środki na utrzymanie rodziny i dowiedziała się, że jest w kolejnej
ciąży. W tym dniu robiła pierogi. Robiła te pierogi i płakała. Mąż wrócił
z pracy i pyta: dlaczego płaczesz? W ogóle nie chciała na ten temat
mówić. Mąż nalegał. Wtedy powiedziała, że jest po raz kolejny w ciąży. I
mówiła, że dla niej reakcja męża w tym momencie była niesamowitym bodźcem
pozytywnym, bo mąż po prostu objął ją, pocałował i powiedział z
uśmiechem: co się martwisz, zrobisz jednego pieroga więcej. Tak więc myślę,
że wsparcie z drugiej strony ma wielkie znaczenie i to rodzi poczucie
bezpieczeństwa dziecku, które się rozwija. Jakie mogą być jeszcze niełatwe
okoliczności życiowe, związane z poczęciem dziecka, z którymi wszyscy
mieliśmy się okazję spotkać? Mianowicie niespodziewana ciąża, powstała
wskutek – powiedzmy sobie szczerze – często lekkomyślnego postępowania. Była
miła impreza, było dużo alkoholu. Nastąpiło zbliżenie. Zwykle młodzi ludzie
nie przewidują konsekwencji swojego czynu – że może dojść do wzbudzenia
nowego życia. I ta sytuacja też jest bardzo trudna dla kobiety, młodej
kobiety startującej w życie, która ma nadzieję, że to życie będzie piękne,
wspólnie z jakimś królewiczem z bajki, a tu się okazuje, że na samym starcie
rodzą się poważne problemy. Zazwyczaj młoda matka jest w takim położeniu, że
nie ma wsparcia mężczyzny. A to wsparcie, jak podałam Państwu w poprzednim
przykładzie, jest ogromnie potrzebne. Ono w jakiś sposób dowartościowuje
kobietę i przekonuje ją, że warto być matką, nawet, jeśli to jest bardzo
trudne. Taka dziewczyna bywa opuszczona przez najbliższą rodzinę, która nie
chce jej pomóc. Słyszeliśmy o matkach, które tułają się po domach samotnej
matki, bo podały im pomocną dłoń obce osoby, natomiast bliscy, którzy powinni
być ostoją, niestety odrzucili tę dziewczynę w sytuacji, w jakiej się
znalazła. Na pewno każdy z nas spotkał osobę (kobietę - bo to dotyczy tylko
kobiety), która została poddana presji w różnych okolicznościach, presji
społeczno-ekonomicznej, presji aborcji, z różnym skutkiem. Jednym z
elementów wywiadu lekarskiego jest wywiad ginekologiczny. Jest pytanie o
przeszłość ginekologiczną kobiety. Akurat pracuję w klinice kardiologii. Mam
zwykle do czynienia z kobietami starszymi, w okresie menopauzy. Pytanie
dotyczy właśnie ilości dokonanych aborcji. I muszę przyznać, że zachowania
pacjentek w tym zakresie są typowe. Jedne kobiety przyznają się do tego i
tłumaczą, że były namówione przez inne osoby, z różnych powodów. Że uległy
presji. Bardzo żałują, nie chcą o tym mówić i płaczą. Inne kobiety starają
się wymazać pamięci, że coś takiego miało miejsce. Kiedyś przeglądałam karty
wypisowe pacjentki, zorientowałam się, że dokonała aborcji. Wcześniej
powiedziała, że czegoś takiego nie było. Potem zwróciłam się do niej: pani
była w ciąży, ta ciąża została usunięta. Odpowiedziała, że nie przypomina
sobie... Jest taki mechanizm wypierania z pamięci tego typu faktów –
tutaj zresztą pan Andrzej mógłby coś więcej powiedzieć, bo ma ogromną
praktykę psychologiczną. Myślę, że takie postawy biorą się z braku społecznej
wrażliwości na poczęte życie, tym bardziej, że jak powiedział ks. Biskup,
media atakują rodzinę i forsowany jest w nich taki bardzo aborcyjny trend. Chciałam również powiedzieć, że
spotkałam kobiety, które pomimo presji aborcji nigdy nie żałowały decyzji o
urodzeniu dziecka. Natomiast prawie wszystkie spotkane kobiety, które
dokonały aborcji, żałowały tego. Bo się okazało, że mimo trudnych warunków
ekonomicznych czy społecznych tej dziewczyny jej sytuacja w jakiś sposób
uległa poprawie. Niestety fakt stał się faktem, nie było już odwrotu,
pozostanie to na wieki, do końca życia na sumieniu tej kobiety. Zwłaszcza, że
bardzo często mężczyźni szantażują kobietę grożąc, że odejdą od niej czy ją
opuszczą, jeśli nie pozbędzie się dziecka. Znam sytuację matki, która była
właśnie w taki sposób szantażowana. Małżeństwo miało już trójkę dzieci, była
czwarta ciąża i ojciec kategorycznie powiedział, że nie zgadza się, aby ona
urodziła, że musi usunąć. Matka nie uległa. On ją szantażował tym, że
odejdzie. Rzeczywiście odszedł do innej kobiety, ale po pewnym czasie
przyszła refleksja – wrócił do rodziny. Wiem, że w tej chwili to najmłodsze
dziecko – dziewczynka, jest najbardziej ukochanym dzieckiem swojego tatusia.
Tak, ten wybór, za urodzeniem, za życiem, zawsze procentuje, w wielu
aspektach korzystnie. Nie mówię to tylko z punktu widzenia dziecka. Jest to
również bardzo korzystna decyzja dla matki. Nie spotkałam – podkreślam
jeszcze raz – kobiety, która urodziła, mimo trudnej sytuacji, i potem
żałowała. Myślę, że taką niełatwą decyzję wynagradza potem Pan Bóg tej
kobiecie. Jest też inny poważny problem,
który rodzi bardzo trudne, bardzo ofiarne rodzicielstwo. Jest nim urodzenie
dziecka chorego, obciążonego np. wadą genetyczną. Ale mimo tego znam
rodziców, którzy wiedząc, że będą mieli chore dziecko, zdecydowali się na
doprowadzenie ciąży do końca. Podam jeden przykład – jest to przykład
znajomych ze Stanów Zjednoczonych. Na podstawie wcześniej wykonanych badań
rodzice wiedzieli, że dziecko będzie z zespołem Edwardsa. Jest to bardzo
ciężka wada genetyczna. Dziecko urodziło się (mimo możliwości wykonania
aborcji) przez cesarskie cięcie i w kilka godzin po porodzie umarło. Być może
część z Państwa słyszała o matce, która na podstawie wcześniej wykonanych w
ciąży badań USG wiedziała, że jej dziecko jest pozbawione nerek. Była
namawiana do pozbycia się dziecka, w końcu znalazła życzliwego ginekologa,
który doprowadził ją do końca. Urodziła dziecko, które również w krótkim
czasie po porodzie zmarło. Znam przypadek rodziców, którzy wykonali wcześniej
badania genetyczne. Na podstawie tych badań byli świadomi, że dziecko urodzi
się z zespołem Downa, a mimo to nie zdecydowali się na zabicie tego dziecka, tylko
przyjęli je z wielką miłością. Nie jest to łatwe. Sama mam osobiste
doświadczenia, jestem matką dziecka z zespołem Downa i wiem, jak ogromny trud
trzeba włożyć w wychowanie chorego dziecka. Są oczywiście różnego rodzaju
stowarzyszenia, które już do oddziałów noworodkowych wysyłają ulotki
zachęcające rodziców do przyjęcia. Niestety wiele z tych dzieci jest
odrzucanych i porzucanych na oddziałach noworodkowych. Potem trafiają po
długich procedurach do domów małego dziecka. Są różnego rodzaju grupy wsparcia,
które przychodzą do matek będących jeszcze na oddziale położniczym i
zachęcają do tego, żeby nie odrzuciły chorego dziecka. Natomiast trudności są
– niestety i nie wyobrażałam sobie wcześniej, dopóki niejako nie dotknęłam
sama tego problemu, jakiej są one skali. Dlatego zwracam się z gorącym apelem
do wszystkich Państwa... Są tu przedstawiciele samorządu miejskiego. Żeby
rodzicielstwo nie było tak trudne, społeczeństwo musi stworzyć odpowiednie
warunki do tego, aby te dzieci były wychowywane bez tak potężnego często
„krzyża”. Oczywiście są różnego rodzaju turnusy rehabilitacyjne, ale proszę
Państwa, koszty tych turnusów są horrendalne. Jest mnóstwo pośredników,
którzy zarabiają na ludzkiej krzywdzie. Podam Państwu przykład. Z chwilą
ukończenia trzeciego roku życia dziecko, które nie opanowało fizjologicznej
czynności oddawania moczu czy robienia kupy do nocniczka albo załatwiania się
w normalny sposób – takiemu dziecku przysługuje 60 pampersów refundowanych
(bo nie są to darmowe pampersy) miesięcznie. Oczywiście wniosek musi być
wypisany przez lekarza prowadzącego, lekarza pediatrę. Nasza Kasa Chorych –
śląska, jeszcze poszła tym rodzicom na rękę, że takie zaświadczenie może być
dostarczane co trzy miesiące. Inne kasy żądają co miesiąc. Proszę sobie wyobrazić
rodziców chorego dziecka, które musi mieć częściej wizyty, częściej choruje
niż normalne zdrowe - muszą przychodzić co miesiąc po nowy wniosek. Tak jakby
nie można było tego zrobić raz na pół roku albo na rok. To już jest jedno
zderzenie z rzeczywistością. Dalej, co się okazuje? Ten zwykły pampers, który
w naszej Kasie Chorych jest refundowany do puli 90 zł za miesiąc, ten
pampers, który w normalnych warunkach kosztuje 60, 70 groszy, a w nocnym
sklepie złotówkę - tu jest najdroższy. Dla kogo jest ta refundacja, kto na
tym zarabia? Te 90 zł jest dla tego, który pośredniczy, który może podwyższyć
sobie cenę np. do 1,50 zł za sztukę. Co z tego, że on dowiezie, że ma
bezpłatną infolinię, skoro za tymi udogodnieniami nie idą żadne inne. Dlatego
chcę zwrócić uwagę, jak bardzo to wszystko bywa trudne. Na zdrowe dziecko
przysługują dwa dni opieki do 14-go roku życia. Na chore nie przysługuje
żaden dodatkowy dzień wolny od pracy. Bez względu na ilość dzieci są zawsze
dwa dni wolnego. Pomyślmy o tym, jak pójdziemy w swoje środowiska, że mamy
taką niestety sytuację. Turnusy rehabilitacyjne mają tak wygórowane ceny, że
jak kiedyś obliczyłam, musiałabym przez pół roku odkładać swoją pensję, żeby
być razem z dzieckiem na takim turnusie, biorąc dodatkowo dwójkę dzieci, które
mam, bo jestem matką trójki dzieci. Jest to naprawdę coś koszmarnego.
Zmieniono również warunki orzekania o stopniu niepełnosprawności. Do tej pory
wystarczyło zaświadczenie od lekarza rodzinnego, teraz robią to komisje. Ja
proszę Państwa w 2002 roku, po to, żeby uzyskać zasiłek pielęgnacyjny na
dziecko stanęłam przed taką komisją. Na dziecko z zespołem Downa, z wadą
genetyczną, której w obecnych czasach nikt nie wyleczy, dostałam prawo o
orzeczeniu niepełnosprawności maksymalnie na 5 lat. Po pięciu latach znowu
komisja. Jest to ciąganie rodziców, którzy są już i tak utrudzeni, umęczeni
rzeczywistością, w jakiej się znaleźli. Dobrze jak oboje rodzice są dobrze
nastawieni do tej rzeczywistości, ale niestety zdarza się, że ojciec
przerażony takim stanem rzeczy opuszcza rodzinę i ucieka. Wiem to z rozmów
przeprowadzonych z matkami, kiedy jeździłam z dzieckiem na rehabilitację.
Jest to bardzo przykra sprawa spowodowana kryzysem ojcostwa, brakiem
odpowiedzialności. Poza tym chciałam się podzielić z Państwem jeszcze jedną
dygresją. Ponieważ jesteśmy sami z mężem i nie mamy nikogo bliskiego,
kto by nam pomógł w wychowaniu dziecka, postanowiłam za namową koleżanki
przekazać dziecko do ośrodka dziennego pobytu. Wszystko jest pięknie, kiedy
dziecko jest zdrowe, z dnia na dzień można zapisać je do przedszkola.
Natomiast, kiedy jest chore, piętrzy się góra problemów, są różnego rodzaju
konsultacje, trzeba się umawiać, czekać na terminy. Nie wiem, dla kogo są
stworzone te ośrodki, skoro są takie utrudnienia. We mnie aż się krew
burzyła, bo nie ma czasu, jest też dwójka dzieci, którymi trzeba się zająć,
są choroby, proza życia, praca, a tu taka góra trudności piętrzona przed
rodzicami. Trudno też dziwić się rodzicom, jeśli boją się tego trudu, bo nie
mają odpowiednich warunków. Po zakończeniu tej konferencji, gdy wkroczymy w
nasze środowiska, może wspólnymi siłami postaramy się jakoś zmienić tę
sytuację. Innym rodzajem trudnego
rodzicielstwa, również heroicznego jest choroba matki. Miałam kilka lat temu
pacjentkę, u której rozpoznano w młodym wieku wadę serca. Miała zalecenie, że
nie wolno jej zachodzić w ciążę, jako że pojawiły się u niej pierwsze objawy.
Wyszła za mąż, doszło do poczęcia ku jej radości. Jak mi sama opowiadała,
poszła bardzo późno do ginekologa, bo bała się, że będą ją namawiać do
usunięcia. Mimo trudnego okresu, zwłaszcza pod koniec ciąży, kiedy musiała
kontrolować się kardiologicznie, przyjmować pewne leki, urodziła zdrowego
chłopca. Pomimo późniejszych prób nie udało im się mieć kolejnego dziecka. Wcześniej
były namowy konsultujących kardiologów do tego, żeby usunęła ciążę. Nie
zdecydowała się. Tak powiedziała: jest to moje jedyne dziecko, gdybym je
zabiła, nie miałabym w ogóle potomstwa. Więc o tym też pamiętajmy. Wszyscy
znamy przykład świętej Gianny Beretty Mola, więc nie będę o nim mówiła.
Natomiast oglądając stronę internetową obrońców życia natknęłam się na
informację ze stycznia 2005 roku. Na pewno do wszystkich Państwa lub części
ta informacja dotarła. Przepraszam, jeśli będę się powtarzała, ale mimo tego
ja to Państwu przeczytam. Wiadomość datowana 28 stycznia. 41‑letnia
chora na raka macicy Włoszka nie przerwała ciąży, by ratować swoje życie.
Urodziła dziecko i po trzech miesiącach zmarła. Jej mąż Enrico mówił, że
wybór Rity, (bo tak miała na imię), który podzielał, był wyborem świadomym.
Mówiła lekarzom, którzy namawiali ją do aborcji, że to tak samo, jakby zabiła
jednego z dwóch urodzonych już synów, aby ratować swoją skórę. Ciążę przyjęła
jako dar, a nie jako wyrok śmierci. Inna również ze stycznia 2005 roku, w tym
samym dniu datowana wiadomość. W Vancouver 1-go stycznia zmarła Gabriela
Hems, asystentka anglistyki na Uniwersytecie British Columbia. Gabriela
zmarła na raka piersi. Przed śmiercią odmówiła dokonania aborcji na dziecku,
z którym była w ciąży, mimo że była to standardowa procedura kanadyjskich
lekarzy w przypadku tego typu nowotworu. Dziecko urodziło się w 26 tygodniu
ciąży, lekarze byli zdania, że przeżyje. Mam nadzieję, myślę, że Państwo też
mają taką nadzieję, że przeżyło. Że ta ofiara życia mimo wszystko nie poszła
na marne, bo jest to wielka ofiara, naprawdę heroiczna. W 1996 roku spotkałam
się z Kazikiem (przyp. Chciałabym na koniec powiedzieć o
takim dla mnie heroicznym, ofiarnym rodzicielstwie, kiedy dziecko jest
odrzucane przez własnych biologicznych rodziców, a przyjmowane z
miłością przez rodziców zastępczych. Znam takie przykłady. Przykład mojej
koleżanki, która pragnęła zająć się wychowaniem, co najwyżej dwójki dzieci.
Dano jej dwójkę z piątki rodzeństwa, które chciano rozdzielić, bo nikt w całości
tego rodzeństwa nie chciał przyjąć. Powodowana wielką miłością przyjęła całą
piątkę. Były to dzieci z rodziny patologicznej. Słyszeliśmy pierwszy wykład
na temat konsekwencji spożywania alkoholu w dużych ilościach przez
matkę. Dla mnie ogromnie wzruszające było to, jak spotkałyśmy się i
opowiedziała mi, że kiedyś w Dniu Obrony Życia w marcu kupiła wielki bukiet,
zabrała dzieci do kościoła i ofiarowała bukiet Matce Bożej. Powiedziała tym
dzieciom: dziękuję Bogu za to, że wasza mama was nie zabiła, pozwoliła wam
się urodzić. I dzięki temu ja mogę być z wami. Zapewne część z Państwa
oglądała w telewizji publicznej serial dokumentalny „Kochaj mnie”. Było tam
pokazanych kilkoro dzieci z domów dziecka. Między innymi Oliwka, dziewczynka
z zespołem Downa, porzucona przez własną matkę na oddziale noworodkowym.
Wtedy jak kręcono ten film miała 3 latka. Niedawno byłam chora, byłam w domu
i w godzinach przedpołudniowych włączyłam telewizor. I co się
okazało? Oliwka została przyjęta przez rodziców – małżeństwo z Koszarawy.
Była ich piątym dzieckiem. Mieli czwórkę własnych dzieci biologicznych i w
krótkim czasie urodziło im się kolejne szóste. Był podany przykład
dziewczynki, która była na wózku inwalidzkim - bardzo zdolnej dziewczynki,
którą też rodzice zostawili. Ona również została przygarnięta przez rodziców,
którzy mieli już czwórkę swoich dzieci. Ciekawe, proszę Państwa, że do tak
heroicznych czynów przyjęcia chorego dziecka są zdolni ludzie, którzy zwykle
nie odrzucają własnych dzieci, czyli przyjmują je z pełną miłością. Jest moda na to, żeby pokazywać
świat, jaki jest piękny. Pan Profesor Fijałkowski ukazywał piękno
macierzyństwa. Ale wydaje mi się, że powinno się mówić, co niesie z sobą
życie: różne kłopoty, trudności, że nie wszystko może być piękne. I powinniśmy
również wychowywać młode społeczeństwo – przyszłe matki, ojców, którzy będą
zdolni być ofiarnymi rodzicami. Czyli ofiarne, trudne rodzicielstwo to
powiedziałabym bezwzględne „tak” dla życia niezależnie od okoliczności, w
jakich ono powstaje i w jakich ono się rozwija. Ja będąc w trzeciej ciąży
miałam wskazania z racji wieku do wykonania badań genetycznych. Nasz trzeci
syn Piotruś urodził się z zespołem Downa. Było to dla nas, nie ukrywam,
ogromnym zaskoczeniem, bo każdy ma nadzieję, że będzie miał zdrowe dziecko.
Ten krzyż jest daleko, dotyka innych i nikt nie przypuszcza, aby jego
dotknęło to osobiście. Nasz syn urodził się z dwoma bardzo ciężkimi
wadami serca. Zaczęły się problemy już po porodzie. Przeszedł dwie bardzo
ciężkie, skomplikowane operacje. Opatrzność tak sprawiła, że jest bardzo
dobrze zoperowany i świetnie sobie egzystuje mimo, że nie miał specjalnie
wielkich szans na to, żeby żyć. Kiedy mnie pytano, czy wykonywałam badania
genetyczne i dlaczego ich nie zrobiłam, to odpowiadałam, że nie były mi one
potrzebne, bo nie zakładaliśmy z mężem rozwiązania ciąży w inny sposób, niż w
sposób naturalny. Jak patrzymy na niego (najlepiej zdajemy sobie z tego
sprawę, odwiedzając cmentarz), to jesteśmy świadomi, że mamy dziecko, które
żyje i cieszymy się bardzo, że przeżyło mimo tych wszystkich
komplikacji, i że nie mamy kolejnego miejsca na cmentarzu. Jak już
wspomniałam, była to moja trzecia ciąża, poprzednie były z komplikacjami
- ta była najpiękniejsza. Mąż kiedyś podsumował, że dzięki Piotrusiowi mieliśmy
dziewięć pięknych miesięcy życia we dwoje i z naszymi pozostałymi dziećmi.
Jak trzyma go na rękach, to przyt Wspomnę teraz o Panu Profesorze
Fijałkowskim. Ja właściwie jestem osobą wychowaną na książkach Pana
Profesora. W latach 80-tych, w okresie moich studiów, były jeszcze wtedy
organizowane przez Troskę o Życie liczne bardzo dobre kursy odpowiedzialnego
rodzicielstwa i metod naturalnych, w których również uczestniczyłam. Poza
korzystaniem z notatek z wykładów uczyłam się też z książek Pana Profesora.
Miałam okazję osobiście spotkać się z Panem Profesorem na sympozjum SOS,
również w latach osiemdziesiątych, zorganizowanym przez stowarzyszenie
Ruchu Obrony Życia SOS w Niepokalanowie. Słuchałam kilku jego wykładów.
Od koleżanki, która była w ruchu Foucolare wiedziałam, że też należał do tego
ruchu. Słuchałam kiedyś w Radiu Maryja ostatniej już audycji z jego udziałem,
kiedy był jeszcze bardzo żywotny - wydawało się, że jeszcze długo będzie nam
służył. Wkrótce potem umarł. Były piękne audycje poświęcone jego pamięci. I
chciałam podkreślić jedną rzecz. Pan Profesor walczył o to, żeby dziecko
rodziło się w zdrowych, godnych warunkach. Ale też wydaje mi się, że bardzo
pięknie, godnie umarł. Bo umarł w domu. Prosił o to syna Pawła, żeby go
zabrał do domu ze szpitala. Dla mnie było to takim symbolem spojenia całości
jego życia, że walcząc o godne narodziny również dał przykład, że należy
umierać między bliskimi. Zresztą cała jego rodzina dała taki przykład, czyli wychował
zdrową rodzinę, prawda? Do końca. Poza tym nikt tak jak on nie potrafił
wspaniale mówić o kobiecej naturze, o pięknie stanu błogosławionego. Należy
tylko żałować, że obecne wojujące feministki nie spotkały zapewne nigdy
takiego mężczyzny, który potrafiłby im pokazać piękno natury kobiecej, w
każdym aspekcie. Pozwolę sobie na jeszcze jedną
dygresję. W 1991 roku była zorganizowana tutaj w Katowicach konferencja
międzynarodowa poświęcona obronie życia, którą wspólnie z Kaziem
organizowaliśmy. Było wielu gości zaproszonych z zagranicy. Dokładnie
pamiętam, jak jeden z gości, lekarz holenderski, u którego problemem w kraju
było wtedy wprowadzanie eutanazji – apelował do nas, żebyśmy walczyli o to,
aby bronić prawnie życia ludzkiego, początków życia, dlatego że konsekwencją
przyzwolenia na aborcję będzie potem również wprowadzenie u nas eutanazji.
Pamiętajmy: jeśli pozwolimy zabijać nasze dzieci, nie dziwmy się, że zechce
się zabijać ludzi starszych, niepotrzebnych. Dziękuję Państwu za uwagę. |